|
Kuba Turkiewicz
RAMIĘ DYKTATORA - I
Amidala
(obszerne fragmenty wywiadu rzeki z dawnymi VIPami).
Wchodzę
do Kufelka. Ściany tej zatłoczonej knajpy, w której oprócz
kwaśnego piwa i słonych paluszków zamówić można chyba tylko
świeżego karalucha, wydają się pulsować w rytm cuchnących
oddechów pogrążonych w alkoholowym transie ludzkich śmieci
. Dlaczego tu ? Dlaczego akurat na Ziemii? Myślę że zadam
jej to pytanie, ale kiedy dostrzegam starą, zniszczoną życiem
kobietę, zmieniam zdanie.
- Witam - mówię i wyciągam w jej stronę dłoń, w której trzymam
stukredytowy banknot. Nie odpowiada, ale twardo patrzy w
moje oczy.
Bierze banknot, chowa go do stanika i zapala papierosa.
Otwieram usta aby zadać pierwsze pytanie, ale przerywa mi
kiwnięciem siwiejącej głowy. Kiedy wzdragam się na widok
żółto srebrnych strąków jej tłustych włosów, zaczyna mówić:
- Anakin nie był złym człowiekiem. Miał tylko jedną wadę.
Cholernie lubił zabijać.
Śmieje się i mruga do barmana. Facet,
który pod paznokciami chowa ze dwa kilogramy czarnoziemu
wywala na wierzch różowe dziąsła, w których nierówno osadzono
kilka czarnych zębów. Nalewa kufel piwa i posyła go w naszym
kierunku przez posłańca.
- Znał kilka fajnych sztuczek. Pamiętam, jak kiedyś chciałam
zjeść gruszkę. To było jeszcze w czasach kiedy nie byłam
pewna czy mi się podoba. Użył mocy, żeby porwać owoc z mojego
talerza. Przekroił go i w ten sam sposób odesłał go z powrotem
w moją stronę. Wpakował mi ją do ust. Niezła sztuczka. Równocześnie
mocą gładził mnie po nodze, wciąż wyżej i wyżej. Rozumiesz
?
Potwierdzam skinieniem głowy. Na twarzy
kobiety pojawia się grymas, który przy dużej dozie dobrej
woli można nazwać uśmiechem.
- Nie o to idzie, że go kochałam, ale... robił takie numery
bez użycia rąk...
Przesuwa dłonią po powierzchni łachmanu,
który prawdopodobnie był kiedyś królewską suknią. Nie udaje
mi się rozpoznać jej koloru.
- W pałacu nie było nikogo wartego uwagi. W gwardii służyli
niby umięśnieni faceci, ale rozumiesz... Nie byli biali.
Wiem że na Ziemi to nikomu nie przeszkadza, ale zwariowałabym
gdybym codziennie miała budzić się obok faceta obwieszonego
złotymi łańcuchami. Nie zrozum mnie źle, nie jestem rasistką,
ale naprawdę cholernie nie lubię bananów. - Śmieje się,
a ja z trudem ukrywam niesmak.
Zaciskam zęby. Przez chwilę zastanawiam się
czy nie wyłączyć dyktafonu, kiedy nagle zdaję sobie sprawę
że nie jestem tu dla siebie. Pragnę ustalić fakty, odkryć
całą prawdę o prawej ręce Imperatora Palpatine'a - Darth'cie
Vaderze i opublikować ją. Wiedziałem że będzie to wyprawa
do innego świata. Świata w którym ksenofobia, brak tolerancji
i zaściankowość są na porządku dziennym, świata który szokuje
i wreszcie świata gdzie każde wypowiedziane słowo może zranić
silniej niż wibroostrze myślogluja dętego. Odbędę tę wyprawę.
Jako dziennikarz jestem to winien światu . Jestem to winien
setkom tysięcy gospodyń domowych, które znudziły się czytaniem
o księżnych, szejkach i paparazzich, jestem to winien miłośnikom
dresów, którzy pragną czegoś więcej niż jazdy małym fiatem
w rytm rozbuchanych basów i wreszcie wszystkim tym użytkownikom
internetu, którzy akurat nie mają ochoty siedzieć na czacie.
Jestem to winien fanom zespołu Ich Troje, którzy oddając
stolec sięgną po gazetę, obywatelom pragnącym wstąpić do
Unii Europejskiej i wojującym feministkom, które wolałyby
aby to mężczyźni łykali pigułki antykoncepcyjne i gotowali
obiady. Jestem to wreszcie winien zawierającym związki małżeńskie
gejom adoptującym dzieci i wszystkim tym kinomanom którzy
tak kochają pogadać sobie w czasie filmu przez komórkę.
Oni wszyscy mają prawo poznać prawdę, bo wszyscy jesteśmy
obywatelami globalnej wioski. Ba! Galaktycznego blokowiska,
gdzie każdy ma do wypełnienia swoją misję, choćby było to
tylko jedzenie ziemniaków i wykonywanie poleceń.
A poza tym potrzebuję forsy. Ukrywam zatem emocję
i staję się tylko narzędziem. Narzędziem, które notuje i
przekazuje dalej wiedzę. Wiedzę o człowieku, który odegrał
w historii znaczącą rolę.
Kobieta zauważyła, że zamyśliłem się.
Spojrzała na mnie z ciekawością i odniosłem wrażenie, że
w jej oku pojawił się ten rodzaj błysku, który czasami pozwala
nam uwierzyć, że oko błyszczy.
Kiedy pociągnęła pokaźny łyk piwa jej spojrzenie znów stało
się puste.
Patrząc na czubek mojego nosa powoli cedziła słowa, zbyt
wiele uwagi poświęcając temu aby brzmiały wyraźnie.
- Pamiętam jak kiedyś biegałam nago po swoim buduarze. Nagle
usłyszałam jakiś szelest za drzwiami. Ot tak, dla zabawy
wcisnęłam w dziurkę od klucza szpilkę do włosów... Nigdy
nie zapomnę tego wrzasku! Biedny kapitan Typhoo. A tak lubił
oglądać trójwymiarowe filmy.
Gwałtowny śmiech kobiety zmienia się
w mokry, urywany kaszel. Zasłania usta chusteczką, jeszcze
chwile kaszle. Wreszcie przestaje, wypluwa coś i chwilę
przygląda się temu z uwagą.
- Kiedyś każdy młody chłopak marzył abym podarowała mu chusteczkę.
Chcesz? - pyta a ja nie wyczuwam w jej słowach sarkazmu.
- A Anakin ? - pytam.
- A Anakin ? - patrzy nieobecnym wzrokiem gdzieś w przestrzeń.
- Anakin wymordował kiedyś całą wioskę Tuskenów. To był
jego sposób pokonywania frustracji. Wiesz... miał kiedyś
matkę. Oboje byli niewolnikami. Pewnego razu na planecie
zjawili się rycerze Jedi.
- Jedi ? - pytam bardziej z grzeczności niż potrzeby zaspokojenia
wiedzy, bo widzę, że kobieta tego oczekuje. Patrzy na mnie
z wyrazem twarzy imbecyla, który przypadkiem zna odpowiedź
na zadane przez panią od polskiego pytanie i nie potrafi
ukryć radości.
Podnosi w górę wykrzywiony artretyzmem palec i z dumą powtarza:
- Rycerze Jedi !
- To ciekawe - rzucam tonem ulicznego akwizytora i zaczynam
udawać że coś notuję. Kobieta kiwa z satysfakcją głową.
- Zabrali go na Coruscant, żeby go szkolić. Ale nie tak
od razu ! O nie ! Najpierw musieliśmy wypełnić ważne zadanie.
Słyszałeś o bitwie o Naboo ? Jasne, wszyscy o niej słyszeli.
Anakin uratował całą planetę. Jak dla mnie to więcej miał
dzieciak szczęścia niż rozumu, ale nie ważne. Ważne jest
to, że już jako smarkacz został bohaterem. Mógł prosić o
wszystko...
Kobieta zamawia kolejne piwo. Barman
patrzy na mnie pytająco, a ja rzucam mu kilka złotych. Uspokojony
przysyła nam kufel.
- Sama zapłaciłabym mu pokaźną sumkę, gdyby tylko zażądał.
I co ? Myślisz, że poleciał na Tatooine żeby wykupić matkę
? - zaczyna się śmiać, a ja odwracam wzrok bo nie mam ochoty
obserwować cyklu śmiech-kaszel-chusteczka-flegma. Udaję,
że naprawiam długopis i muszę ukryć wściekłość kiedy zauważam,
że odruchowo rozprostowałem sprężynkę
- Nie wykupił jej. Dziesięć lat zachowywał się jakby nie
istniała. Człowieku wiesz ile kosztował ludzki niewolnik,
zanim nastało imperium ? Mniej więcej tyle, co oryginalne
adidasy. Ale smarkaczowi sława uderzyła do głowy. Nic dziwnego.
Zaczęły się dziewczynki, papieroski, wódeczka. Kiedyś tak
się upili z Kenobim, że obudzili się w gnieździe gundarków...
Tak... Nic dziwnego że wykupił ją jakiś wieśniak... Wyrzuty
sumienia. Po prostu wyrzuty sumienia. Stąd ta rzeź. Z początku
bardzo mi się to podobało. Wydawał się taki męski. Wszyscy
Jedi, których do tej pory znałam potrafili tylko dyskutować.
Ciągłe dyskusje, mielenie językiem... blablabla. Siedzieli
na tych swoich fotelach i żuli słowa. Najbardziej denerwował
mnie ten łysy murzyn, który przykleił sobie na twarzy minę
mędrca, jakby ukończył szkołę aktorską, gdzie nauczyli go
jak należy grać mistrza. Albo ten mały zielony... Ciągłe
dywagacje... Moc to, Moc tamto, tego nie można bo strach....
to nie przystoi Jedi, tamto prowadzi na ciemną stronę. Czasem
aż mi się niedobrze robiło. A tak naprawdę figę o mocy wiedzieli!
Opuściła ich, ale to ukryli przed senatem, bo bali się że
stracą diety. Zupełnie obrzydzili mi istotę Mocy obdzierając
ją z mistycyzmu. Pamiętam jak ogłosili że jej źródłem są
jakieś midichloriany. Później wciskali młodym dziewczynom
kit, że niby midichloriany przenoszą się drogą płciową.
Wiesz o co im chodziło?
- Chyba łapię - silę się na krzywy uśmiech.
- Tak, łapiesz... Uważaj żebyś sraczki nie złapał.
Słyszę śmiech kilku siedzących opodal
żuli, którzy usłyszeli dowcip byłej królowej. Staram się
ignorować ich zachrypnięte głosy, ale nie potrafię ukryć
irytacji. Barman to zauważa i włącza muzykę. Jest skoczna
i rytmiczna. Facet o podrasowanym studyjnie głosie śpiewa,
że lubi dziewczyny i nic na to nie może poradzić.
Stara kobieta zaczyna podrygiwać. Jej
ruchy są gwałtowne, jakby nerwowe. Wyobraźnia podsuwa mi
obraz jej zniszczonych alkoholem neuronów, które bawią się
w głuchy telefon. Mam ochotę wrócić do domu i zamknąć się
na godzinę pod prysznicem, ale myślę o swojej misji.
Nie działa, więc myślę o pieniądzach. Udaje mi się nie uciec.
- Co było dalej ?- pytam najuprzejmiej jak potrafię.
- Gehenna. Po prostu gehenna. Nie miałam żadnej satysfakcji,
o ile wiesz o co mi chodzi. Anakinowi wydawało się że po
ślubie zakończyły się jego obowiązki wobec mnie. Kazał mi
gotować, prać skarpety i ładnie wyglądać. A w łóżku... koszmar.
Musiałam w kółko powtarzać "Nazywam to agresywnymi
negocjacjami" ( z ang. "I call it agressive negotiations")
a on darł wtedy na mnie takie białe obcisłe ubranko i kazał
mi krzyczeć tak jak wtedy, gdy udrapnął mnie Nexu. Wcale
mi się to nie podobało. Nie chcę o tym mówić.
- Rozumiem... - stwierdzam automatycznie..
Kobieta chlasta mi w twarz piwem.
- Gówno rozumiesz ! - krzyczy ściągając na nas rozbawione
spojrzenia.
Siedzę mokry i nie wiem co zrobić. Kobieta ukrywa twarz
w dłoniach i płacze. Po chwili przy stoliku zjawia się barman
i szmatą w kolorze zdechłego szczura przeciera mokry blat.
- Są do dupy - mówi.
Patrzę na niego szeroko otwartymi oczami
i próbuję odgadnąć o co temu człowiekowi chodzi. Widocznie
jego IQ przewyższa panującą w lokalu średnią, bo uśmiecha
się i wyjaśnia:
- Pana notatki... Są do dupy.
Przez ułamek sekundy wydaje mi się, że
chce mnie obrazić. Zastanawiam się kiedy zdążył je przeczytać.
Wyobraźnia podsuwa mi różne wersje. Myślę że może jest czytelnikiem
gazety w której publikuję i mówi o moich artykułach. Chyba
robię się czerwony na twarzy...
- Całe mokre - dodaje.
- A, no tak - mówię szybko czując wyraźną ulgę. - całe mokre.
Są do dupy bo są mokre. Oczywiście.
Barman patrzy na mnie jak na idiotę.
- Pan też jest cały mokry - mówi, a ja zastanawiam się czy
chce przez to powiedzieć, że ja też jestem do dupy? Ta myśl
poprawia mi humor. Nie mogę powstrzymać uśmiechu, który
przełamując opór mięśni rozciąga moje usta.
- Posłuchaj... kupisz mi nowe piwo ? - głos starej kobiety
sprowadza mnie na ziemię.
- Jasne - mówię. - Ale najpierw dokończ historię.
- Mogłam być szczęśliwa, wiesz ? Gdyby nie te cholerne dzieciaki.
Jedi ciągle gdzieś wysyłali Aniego, a ja się strasznie nudziłam.
Wiesz, w tamtych czasach nie było nawet konsol z grą "Pong".
Jedynie jakaś głupia holograficzna gra o takich potworach,
które rzucają sobą nawzajem o planszę. Nic z tego nie rozumiałam.
Czasem odwiedzał mnie mistrz Kenobi. No i stało się. Zaszłam
w ciążę i urodziłam bliźniaki. Ze strachu przed gniewem
męża ukryliśmy je na innych planetach. Dziewczyna poszła
na Aldeeran a chłopak do wieśniaków na Tatooine. Wiem, że
niezbyt to uczciwe, ale takie jest życie. Nie można wszystkim
dawać równej szansy. To do niczego dobrego nie prowadzi.
Zobacz teraz, na twojej planecie. Wszyscy mogą iść do liceum.
Czy to głupek czy geniusz. Jeżeli brakuje miejsc tworzy
się nowe klasy. Efekt jest taki, że przepycha się debili
z klasy do klasy i świat upada. Wyższe uczelnie wabią słuchaczy
na płatne studia obietnicą "Cooltowej nauki",
organizując koncerty i zachęcając do radosnego podrygiwania
w rytm hiphopowej muzyki. To nie fikcja literacka, mój drogi,
tylko fakt. Niestety nie da się z masy zrobić elity. No
i właśnie w myśl tej zasady zadecydowałam, ze elitą zostanie
moja córka a syn plebsem. Oczywiście później wszystko się
popieprzyło. Ben Kenobi tak zamataczył, że wszyscy myśleli,
że dzieciaki są Anakina, co oczywiście było prawdą tylko
z pewnego punktu widzenia. Mój syn uciekł ze wsi i sięgnął
po władzę a Anakin zginął.
- Coś mi tu nie pasuje - mówię. - Słyszałem że nie żyjesz.
- Tak. To też jest prawda z gatunku tych głoszonych przez
Kenobiego. Kiedy urodziłam dzieci byłam bardzo młoda. Tyle
mogłam jeszcze dokonać. Upozorowałam swoją śmierć i przyleciałam
na Ziemię. Zupełnie odwrotnie niż Elvis. Tyle, że tutaj
mi się nie powiodło.
Coś tam opowiada o swoim losie, ale nie
słucham, bo nic mnie to nie obchodzi. Nie chcę w końcu pisać
o niej, tylko o Vaderze.
- Gdyby pani miała opisać Anakina jednym zdaniem... - podpowiadam.
- Powiedziałabym, że miał nieświeży oddech. Tak, zdecydowanie.
Przekonałam się o tym już podczas pierwszego pocałunku.
A zapowiadało się tak romantycznie. Jezioro, kwiaty, on
- przystojny młody człowiek, gładzący mnie po odsłoniętych
plecach i oczywiście utwór Johna Williamsa "Across
the stars", który Anakin odtwarzał z ukrytego w spodniach
kosmicznego magnetofonu zawsze gdy robiło się romantycznie...
Pierwszy pocałunek. Tak pięknie się zaczęło. Niestety kiedy
poczułam jego oddech musiałam oderwać usta. Tak to jest
kiedy się wcina Tik Taki zamiast myć zęby.
Mam tego dość. Wstaję od stolika i nie
żegnając się idę w kierunku wyjścia. Kiedy jestem przy drzwiach
słyszę jeszcze jej głos:
- Hej, marynarzu ! - odwracam się. - Rzuć jeszcze z pięć
zyli na piwko.
Uśmiecham się cynicznie i wychodzę. Nie
podoba mi się wizja Czarnego Lorda nakreślona przez tę staruchę.
Nie wierzę w jej słowa. Opuszczam lokal i wsiadam do taksówki.
W pobliskim parku czeka już na mnie Figrin Dan. Nie mogę
się spóźnić.
(Poznań 08.07.2002)
|
|