|
Kuba Turkiewicz
Mroczne widmo krąży nad imperium
Han Solo siedział
w toalecie lokalu swojego dobrego znajomego Wuhera i
czytał gazetę. Bardzo cenił sobie te chwile spokoju,
kiedy mógł zapomnieć o nękających go problemach i ze
spokojnym sumieniem oddać się wykonywaniu czynności
fizjologicznych.
Na zewnątrz czekał Chewie małpopodobny stwór
z planety Kashyyk. Han wyzwolił go kiedyś z niewoli,
zresztą przypadkowo. Wookie - bo takiej rasy był
Chewbacca - ubzdurał sobie, że ma teraz u Hana dług
życia i od paru lat nie dawał mu spokoju. Zdarzały się
sytuacje, kiedy Han doceniał pomoc swojego dłużnika..
Zła sława Wookiech - brutali, którzy w gniewie
wyrywali ludziom ramiona, tworzyła wokół Chewiego i
przebywającego w jego towarzystwie Hana swoistą tarczę - pole siłowe.
Dzięki "przyjaźni" ze stworem Han rzadko popadał
w tarapaty, choć oczywiście bywały sytuacje, kiedy nie pomagała
nawet jego obecność. Z drugiej strony towarzystwo Chewiego
było dość uciążliwe. Ten prymitywny osiłek o mózgu jak ziarenko
grochu nie miał nic do powiedzenia na jakikolwiek temat
( z wyjątkiem "radiomagnetofonów samochodowych"
i "najnowszych modeli śmigaczy"). W dodatku nie
posługiwał się językiem Basic i Han chcąc nie chcąc musiał
nauczyć się jego mowy. Nie było to zbyt trudne, bo język
Wookich jest wyjątkowo ubogi. Słów (jeżeli tak nazwać porykiwania
i pomruki) jest wyjątkowo niewielie, w dodatku nie ma wielości
znaczeń, nie występują idiomy. Nie ma odmiany przez przypadki
a czasowniki występują tylko w bezokoliczniku. Bardzo rozbudowana
jest natomiast baza przekleństw i wulgaryzmów. Han często
myślał o Wookiem z pogardą, w trosce jednak o swoje ramiona,
udawał przyjaźń.
Solo zakończył prasówkę i sięgnął po
papier toaletowy, ale jego dłoń trafiła w próżnię.
- Do cholery - powiedział pomstując na źle
rozumianą oszczędność Wuhera. Spłukał wodę
i podciągnął spodnie, nie przejmując się higieną.
Kiedyż to ostatnio brał prysznic ? A kiedy zmieniał
skarpety ?
"Chyba jeszcze przed opuszczeniem akademii" -pomyślał
a na jego ustach pojawił się uroczy, trochę krzywy uśmiech.
Wyszedł z toalety do której wbiegł natychmiast jakiś zielony
stwór, który przez ostatnie osiem minut stał przed drzwiami
nerwowo przestępując z nogi na nogę. Han obdarzył go pozornie
obojętnym spojrzeniem. Długo jednak zastanawiał się w jaki
sposób istota o tak wielkim tyłku korzysta ze standardowej,
wręcz staroświeckiej muszli klozetowej Wuhera.
W kantynie panował zgiełk. Han lubił tę
atmosferę. Co najważniejsze, wtopiony w zgraję
najgorszych mętów galaktyki pozostawał anonimowy i
niezauważalny dla przedstawicieli władz jak i zauszników
znanego i cenionego w galaktyce businessmana Jabby Hutta
, któremu winien był pieniądze. Niespodziewanie wyrósł
przed nim Chewie.
"Ja spotkać jakiś stary dziad" - wyryczał Wookie
w swoim języku.
- Co ? - spytał Han z naciskiem, starając się dać
Wookiemu do zrozumienia tonem głosu, że nie ma ochoty
nic na ten temat słyszeć.
"Stary dziad potrzebować transport. On dużo zapłacić.
Z nim być jakiś białe włosy efeb. Ja go chętnie zgwałcić
i wyrwac ramiona" .
- Nie możesz krzywdzić ludzi, Chewie ! Ja jestem człowiekiem,
a ludzie to moi bracia. Jasne ? Lepiej poszukaj sobie
jakiegoś Rodianina.
Han nienawidził Rodian. Rozpanoszyli się na
Korelii jak najgorsza zaraza. Sprowadzeni początkowo
jako niewolnicy, wywalczyli wolność i prawa w czasie
Koreliańskiej Wojny Domowej. A później wszędzie ich
było pełno. W imię politycznej poprawności
umieszczano przynajmniej jednego Rodianina w każdym
filmie, oczywiście zawsze jako bohatera pozytywnego
Rynek muzyki rozrywkowej był przez nich zdominowany .
Jeden z nich kandydował nawet na prezydenta Korelii. W młodości
Han działał aktywnie w organizacji Kill Rod Klan, ale
niestety zanim zdążył wspiąć się po szczeblach
kariery, Klan zdelegalizowano.
"Dobra, dobra." - odszczeknął Wookie.
Han usiadł przy stoliku i znudzonym wzrokiem obserwował
salę. Bez trudu odnalazł wzrokiem chłopaka, który wzbudził
agresywne zainteresowanie Chewbaccy. Rzeczywiście. Denerwujący
blondynek o wyglądzie niewinnej sierotki. Fryzurka przycinana
chyba sekatorem do trawy i to ładne parę tygodni temu. Grzywka
modelowana "na garnek" i błękitne oczy o ciężkich
powiekach erotomana. Chłopak budził niechęć. Najwyraźniej
nie tylko u ludzi i Wookiech, bo niespodziewanie podszedł
do niego jakiś Aqualish i głośno ryknął. Po chwili zjawił
się także jakiś człowiek o nieprzyjemnie zdeformowanej twarzy.
Solo rozpoznał w nim Doktora Evazana - strasznego zwyrodnialca
i mordercę. Chłopak najwyraźniej nie przejął się całą sytuacją
i nie tracąc animuszu pokazał Evazanowi środkowy palec i
odwrócił się do niego plecami. Kiedy doktor popukał go palcem
po plecach, blondyn odwrócił się błyskawicznie i wyprowadził
na jego twarz serię prawych sierpowych i jeden piękny lewy
prosty. Han poprawił swoją pozycję w fotelu. Sytuacja stawała
się ciekawa. Chłopak okazał się nie lada twardzielem i Solo
poczuł do niego nawet coś w rodzaju sympatii. Jeżeli facet,
który przed chwilą zebrał serię ciosów jest naprawdę tym
na kogo wygląda, to ten Aqualish jest na pewno legendarnym
Ponda Babą. Głupim ale silnym stworem. Zupełnie jak Wookie.
Teraz dopiero powinno się zacząć!
Ponda sięgnął po blaster, ale zanim zdążył
cokolwiek z nim zrobić siwy dziadek z bródką aktywował
jakiś dziwny miecz laserowy i wypruł obu napastnikom
flaki, płynnym ruchem ucinając najpierw uzbrojone w
blastery dłonie wraz z ramionami. Solo spoważniał.
Zdecydował, że jeżeli nawet ponownie poczuje niechęć
do blondyna, na pewno mu tego nie okaże. Nie mówiąc już
o dziadku.
Wookie również zdawał się wyglądać mniej buńczucznie niż
zazwyczaj. Starzec pomógł chłopakowi wstać, bowiem ten w
wirze walki rzucił się pod jeden ze stolików aby uniknąć
promieni lasera , które teoretycznie mógł rozsiać Ponda
Baba. Obaj podeszli do stolika. Kiedy zajęli miejsca Solo
wstał i podszedł do nich. Również usiadł, wskazał na siebie
palcem i powiedział "Han Solo".
Negocjacje dotyczące ceny nie trwały zbyt długo. Dziadek
był najwyraźniej zdecydowany na wszystko i bardzo chętnie
wydawał nie swoje prawdopodobnie pieniądze. Dwa tysiące
z góry plus piętnaście na miejscu. Dobry układ, choć trochę
niepewny. Chewie co prawda rzadko miewał kłopoty z windykacją
należności, ale dziadek wydawał się trochę nazbyt sprawny.
W dodatku doskonale wywijał mieczem. Mimo to jednak, otaczała
go jakaś dziwna aura uczciwości a w dodatku jakiś głos w
głowie Hana mówił : "Zawiozę ich tam gdzie zechcą".
Kiedy mężczyźni odeszli od stolika, Solo wysłał
Chewbaccę po lody i zapas mineralnej na drogę, a sam
postanowił jeszcze raz udać się do toalety.
Projektanci jego statku - Sokoła Milenium, zapomnieli
o tak podstawowym elemencie wyposażenia jak toaleta.
Solo rozwiązał ten problem kupując duże plastikowe
wiadro, jednak podczas długich galaktycznych podróży w
nadprzestrzeni .Chewie potrafił zapełnić je po brzegi.
Zatem to, co można było zostawić na ziemi, należało
zostawić na ziemi.
- Oooota goooota Solo - Zapytał Greedo, Rodiański
łowca nagród, który niespodziewanie zjawił się przed
Hanem. W ręku trzymał obnażony blaster.
Mężczyźni zajęli miejsca przy stoliku. Greedo cały
czas celował w Hana a ten pod stołem, powoli wysuwał z
kabury pistolet laserowy firmy Blas - Tech.
"Greedo to ostatni idiota" - myślał przemytnik
- "Nawet nie patrzy na moje ręce ! I coś tam bez przerwy
paple a ja odpowiadam jakieś bzdury, automatycznie niby
jakiś robot ( np. Battle Droid stojący na pojeździe o nazwie
STAP). Jak można być takim głupcem, aby nie kazać mi trzymać
dłoni na blacie stolika ? O już w niego celuję. Zaraz strzelę.
Kolejna egzekucja zieloniucha ! Który to Rodianin na moim
koncie ? Czternasty. Szkoda, że nie mogę go spalić żywcem
jak tego związanego drutem kolczastym zieloniucha na Korelii.
Jeszcze całkiem legalnie, z chłopakami z Klanu... Często
dawaliśmy im blastery i pozwalaliśmy oddać pierwszy strzał.
Ot tak dla zabawy. Ci durnie nigdy nie trafiają. Zawsze
walą przynajmniej metr od twojej głowy...No to zdychaj w
imię Kill Rod Klanu !"
Wystrzelił pod stołem. Wielka dawka energii
rozproszyła się nieco rozbijając blat stolika i wypaliła
wielką dziurę w klatce piersiowej Rodianina, który nie
zdążył nawet się zdziwić.
"Jednego śmiecia mniej" - pomyślał Solo i wyszedł
z knajpy rzucając Wuherowi złotówkę i przepraszając za zamieszanie.
Wuher długo wpatrywał się w monetę zastanawiając się z jakiej
planety pochodzi, wreszcie położył ją sobie na języku i
połknął popijając błękitnym blielem, napojem, którego nie
cierpiał, po czym zajął się czyszczeniem paznokci wykałaczką.
Idąc zatłoczonymi uliczkami Mos Eisley w stronę tzw. "Dokingbeja
94" Han Solo rozmyślał:
"Ciekawe kim są ci ludzie ? Może to rebelianci. Nie
lubię rebelii. Chcieli by przywrócić wolność galaktyce.
O co im chodzi? Imperium przywróciło ludziom należne im
miejsce... Czego oni chcą? Żeby w senacie, jak za republiki
panoszyły się zieloniuchy ? I inne gorsze rasy ? Zresztą
co mnie to obchodzi, ważne że płacą. Wykonam robotę i spadam.
A kto wie, może przez przypadek zostanę bohaterem ? To by
dopiero było ! Już widzę rozdział o sobie w podręczniku
historii ! Han Solo - bohater republiki ! Bojownik o wolność
i równość w galaktyce ! Człowiek- legenda. Dobry ojciec
i słońce narodów ! Ciekawe jak udałoby się zataić fakt,
że jestem rasistą ? Albo że już dwanaście razy leczyłem
się na różne choroby weneryczne. Lub to, że tak naprawdę
nie pochodzę z Korelii tylko tej najbardziej zacofanej najbardziej
oddalonej od centrum wszechświata planety Ziemii. Planety
na którą Imperium nie raczy nawet napluć. Ziemianie, imbecyle
nawet nie potrafią zbudować statku kosmicznego, który zawiózłby
ich dalej niż na księżyc. Podczas gdy świniopodobni Ungnaughci
śmigają sobie prywatnymi stateczkami po całej galaktyce,
Ziemianie wysyłają jednego faceta na księżyc a ten jeszcze
twierdzi, że to wielki krok ludzkości. Śmieszne i żałosne.
Ziemia ! Żadnych godnych uwagi surowców naturalnych,
skażone ledwo nadające się do oddychania powietrze,
niewarte wykorzystania zasoby naturalne. Imperium nie
rozważało nawet planów splądrowania tej planety. Nie
chciało też wcielać jej nieporadnych i tępych mieszkańców
do swojego wojska. Wstyd. Jedyna rasa, która trochę
zainteresowała się Ziemią to Bithowie. Odwiedzają ją
czasem w swoich latających talerzach i eksperymentują
sobie hobbystycznie na ziemskich organizmach. Podpisali
nawet jakiś układ z rządem jednego z większych państw
( to chyba jedyna planeta bez jednolitej administracji) i
czasem dla zabawy świadczą mu jakieś usługi.
Kiedy jako młody chłopak zastrzeliłem Kenedyego,
wywieźli mnie w kosmos i wysadzili na Korelii. Cieszę
się, że nie mieszkam na Ziemi i nikomu nie przyznaję
się, że stamtąd pochodzę.
Bohater republiki...ech ! Ożenić się z jakąś księżniczką
! Rzucić ją na łóżko i patrzeć jak korona toczy się po podłodze..."
Po drodze na lotnisko zastrzelił jakiegoś
bezdomnego psa, wypił jedno piwo w pobliskiej budce. A
dziesięć minut później pilotował Sokoła Milenium,
który paląc ogniem silników niewinnych szturmowców
wzbijał się w powietrze. Czwórka miernot i wyrzutków
w towarzystwie dwóch robotów mknęła na spotkanie
przygody, znacząc swój ślad setkami zabitych policjantów,
urzędników i żołnierzy imperium. Niszcząc mienie
publiczne oraz prywatne, drwiąc z podstawowych norm
prawnych i zasad moralnych .
Już wkrótce na swej drodze spotkać mieli znaną działaczkę
partii komunistycznej, założycielkę Drugiej Międzyplanetówki
, Swietłanę Leia Organę - o pseudonimie "księżniczka"
, czarnoskórego króla oszustów, gangstera i mordercę Lando
"The Godfather" Carlissiana i innych zwyrodnialców
na usługach pozagalaktycznych wichrzycieli. Takich jak np.
Kat spod Endoru Wicket W. Warrick, bezlitosny Rzeźnik z
Hoth - generał Rieekan, czy mający słabość do nieletnich
Gamoriańczyków Crix Madine.
Już wkrótce poprowadzić mieli szturm na pałac
Imperatora , gdzie na równi z masami plebsu mordowali i
gwałcili nie tylko ludzi ale i cały inwentarz, zarówno
żywy jak i nieożywiony! Lando np. wsławił się
zamordowaniem szklanki ze sztuczną szczęką Imperatora,
a Leia zgwałciła jego plaster do usuwania zbędnego owłosienia
z klatki piersiowej.
Nad Galaktykę nadciągało Mroczne Widmo ! Największa
tragedia wszechświata właśnie się zaczynała.
Nadchodził Terror Nowej Republiki !
|
|