Subskrypcja
Zamów newsy na e-mail:




 


 


   

 
Powrót   plik tekstowy (doc)
























Kuba Turkiewicz
Ziarenko piasku z Tatooine

....Od dawna już nie widziano na Tatoine kropli deszczu. Od dawna nie słyszano szumu strumyka. Od dawna nie udało się nikomu podpalić własnego bąka w taki sposób, aby wybuch osmalił ścianę pozostawiając na niej symbol Republiki.
....Republika była martwa, a jej zgwałcone przez skorumpowanych urzędników ciało wystawione na widok publiczny gniło, wśród wesołego pląsu nieświadomego niczego plebsu. Kruki i wrony, oraz co głodniejsze ewoki rozdziobywały lub opcjonalnie szarpały ciało tej tak dobrej przecież matki, która nie tylko dawała im wcześniej strawę i prycz do spania ale nawet nocnik, aby mogły sobie walnąć kupę.
....Tatoine jednak istniała i trwała w czarnej pustce, tak jak trwają i trwać będą wszystkie planety - na przykład Alderaan. Ludzie wiedli tam swoje niepotrzebne nikomu do niczego żywoty i zajmowali się swoimi małymi, brudnymi sprawkami. Jawowie gromadzili złom, tuskenowie poskramiali potężne banthy , które rodziły im potomstwo, a największe męty galaktyki popijały sobie piwko w jedynej na całej planecie kantynie. Tymczasem Owen spał...

*

....Chociaż niektórzy ludzie rodzą się cesarzami, inni królami, jeszcze inni prezesami fanklubów to jednak są takie zdarzenia wobec których jesteśmy wszyscy równi. Na przykład kiedy o piątej rano dzwoni cholerny budzik, wszyscy mamy ochotę rzucić nim o ścianę.
....Owen zwlókł się z łóżka i poczłapał w kierunku wychodka. Oparł się wygodnie lewą ręką o bieloną ścianę i długo i starannie oddawał mocz jęcząc przy tym głośno jakby doznawał Moc wie jakich rozkoszy.
....Beru poruszyła się pod kocem. Kiedy usłyszała przypominający odgłos burzy, trwający przynajmniej cztery sekundy dźwięk, przykryła głowę poduszką.
- Czym ty mnie karmisz Beru ? - zawołał Owen.
"Zamknij się ty tłusty wieprzu" - pomyślała kobieta lecz nie odważyła się odezwać.
....Ileż to bezsennych nocy spędziła w szafie, związana kablem od odkurzacza w czasach kiedy wydawało jej się, że ma prawo spóźnić się z obiadem, lub krzywo spojrzeć na męża ?
....Wygramoliła się z pościeli i powoli, jakby z niechęcią wstała z łóżka nałożywszy stare, wytarte kapcie. Przetarła oczy i ruszyła w kierunku kuchni. Po drodze podniosła z podłogi skarpety Owena, których odnalezienie w ciemnym pokoju nie nastręczyło by trudności nikomu, kto ma choć jedną dziurkę od nosa.
- Oj Beru, Beru, ty sucha gałązko. - powiedział Owen ubierając się.
Kobieta spuściła wzrok.

*

....Vima von Jungingen była jedną z najmądrzejszych kobiet w okolicy. Umiała nie tylko prać i gotować, ale także świetnie sprzątała. Nie to jednak stanowiło o jej wartości.
Miała inną bardzo ważną cechę, a mianowicie zawierała wodę. Wiedziały o tym okoliczne zwierzęta i dlatego ją zjadły. Mimo to, pewnego dnia odwiedziła ją Beru.
- Witaj Vimo - powiedziała Vima.
- Witaj Beru - odrzekła Beru.
- Ale zaraz, zaraz - rzekła Vima. Chyba coś pomyliłyśmy. Czyż nie ?
- Nie wiem. Czasami w czasie rozmowy, w połowie zdania zapominam o czym mówiłam. Tak było i przed chwilą.
- Rozumiem - powiedziała Vima i kobiety rozstały się w pokoju po to tylko by spotkać się w kuchni.
- Wreszcie jesteśmy na właściwym miejscu - powiedziały obie zgodnym chórem.
- O co chodzi ? - Zapytały.
Tym razem odezwała się tylko Beru:
- Chodzi o to, żeby nie wpaść w błoto !
....Kobiety wybuchły głośnym śmiechem, a odgłos eksplozji słyszalny był w całej niemal galaktyce. Żart pani Lars wydawał się jeszcze bardziej zabawny z tej przyczyny, że żadna z kobiet nie znała nawet znaczenia słowa błoto, ponieważ substancja taka na Tatooine po prostu nie występowała. Przynajmniej od kiedy Atrydzi opuścili planetę po nieudanej próbie formowania jej klimatu. A było to w czasach, kiedy Tatooine nazywała się zupełnie inaczej niż dziś.

*

....Owen Lars biegał po polu w tę i z powrotem rozrzucając naturalny nawóz własnej produkcji i wcierając go w nieurodzajny grunt.
- Jałowa, jak łono mojej kobiety ! - powiedział do siebie sycąc każde słowo jadem nienawiści.
...."Byłem kiedyś wspaniałym mężczyzną , pięknie zbudowanym, silnym, o białych zębach i świeżym oddechu. I cóż z tego ? Skoro nie mogę przekazać swoich cech genetycznych potomkowi, niech sam zmarnieję, zmienię się w cuchnący zlepek materii. Gdybym tylko wiedział że Beru nie może mieć dzieci...
Mogłem ożenić się ze Shmi Skywalker. Albo nie ! Ta kobieta to zupełne przeciwieństwo Beru. Nie trzeba jej nawet dotykać, aby zaszła w ciążę. Rozmnaża się sama. Fuj! To jakieś obrzydlistwo ! No ale przyznać trzeba, że pośladki ma zdrowe !"
....Owen przerwał pracę. Usiadł na niewielkim robocie - strażniku przypominającym nieco małą lampkę na gąsienicach. Zamyślił się. Nie zauważył nawet, kiedy znalazł się w domu.
- Cholerny robot. - Powiedział i w ubraniu położył się spać.

*

- Naprawdę nie wiem o czym rozmawiać - powiedziała Vima von Jungingen.
- No właśnie - zgodziła się Beru. - Na tej planecie nic się nie dzieje. Sąsiedzi mieszkają jakieś 43 mile stąd. Nie ma komu obrobić tyłka. Książek nie czytam, na gazety szkoda mi pieniędzy. Nic nie wiem o życiu. W dodatku mam nieciekawą fryzurę. Powinnam chyba popełnić samobójstwo. Przysięgam że pewnego dnia puszczę tą swoją ponderozę z dymem ! Razem z sobą i Owenem. Zobaczysz ! Zostaną tylko zgliszcza i dwa dymiące szkielety.
- Wiesz co Beru ? - zapytała Vima.
- Nie wiem - opowiedziała Beru...

*

....Owen siedział na przyzbie dłubiąc w nosie i popijał piwo.
"Jak to jest," - myślał - "że piwo najlepiej smakuje jak się zje coś słonego ? Muszę wykorzystać tę wiedzę w sposób praktyczny. Kiedyś wymyślę słone orzeszki. Albo jakieś chipsy. Ale póki co..."
Nie dokończył ponieważ niespodziewanie wyrósł przed nim młodzieniec słusznej postury, fryzury zacnej a oblicza promiennego jak sam słoneczny majestat !
- Dzień dobry - powiedział wciskając Owenowi do ręki jakiś pakunek. - Gratuluję serdecznie ! Został pan wybrany do udziału w naszej promocji. Proszę bardzo. Wygrał pan ten gratisowy kilogram heroiny, pod warunkiem, że kupi pan ten oto drugi, a właściwie to pierwszy (bo drugi jest ten który już panu dałem) kilogram !
Jest to wyjątkowa okazja, bo w promocji może wziąć udział tylko osiem osób, a pan jest już siódmy !
- Co ? Nie chcę ! - powiedział Owen nie bardzo będąc pewnym co się właściwie dzieje.
- Ależ proszę, niech pan spróbuje. To nie gryzie !
- A idź pan w cholerę !
....Młodzieniec jednak nie dawał za wygraną, schował narkotyki i wręczył mężczyźnie wizytówkę po czym wyciągnął dłoń w powitalnym geście.
- Nazywam się Ben Kenobi. Proszę bardzo oto moja wizytówka. Zapraszam do współpracy jeżeli nie interesuje pana pokarm dla duszy to może coś dla ciała. ..
- Zaraz zaraz... - przerwał Owen. - Jak to Ben Kenobi ? Znam cię chłopcze, bo byłeś uczniem mojego przyjaciela Qui Gon Gina ! Mówił na ciebie Obi - Wan.
....Ben zmieszał się nieco z piaskiem pustyni po czym powiedział, żywo gestykulując:
- Bo to jest tak. Nazywam się Obi Wan czyli jak gdyby jestem Benem Kenobi.
- Nie rozumiem.
- To proste. Być Benem Kenobi, to jest jak gdyby nie być Obi Wanem.
- Jak to ?
- No to jest tak, jak z dodawaniem. Dodać to jest jak gdyby odjąć liczbę ze znakiem przeciwnym...
- Co ? Co ty mi tu pieprzysz ? - Owen nigdy nie lubił matematyki, nie mówiąc już o innych przedmiotach ścisłych. Humanistyczne też zresztą nie stanowiły jego mocnej strony. Dobrze jednak potrafił roztrząsać nawóz i za to ziemia go kochała. Nawet na tak nieurodzajnej planecie jak Tatooine.
- Nie ważne - powiedział Ben. - Znałeś Qui Gona a zatem wiesz, że zajmował się handlem żywym towarem, żeby dorobić sobie do pensji Rycerza Jedi. Przejąłem po nim interes. Nie chcesz czegoś kupić ?
- No nie wiem.
- Mam fajne prostytutki z odległej planety Ziemia. Dobre są te ze wschodnim akcentem.
- A skąd ja mam wiedzieć jaki to jest wschodni akcent na jakiejś tam planecie ?
- Taki sam jak na Tatooine. Naprawdę. To niesamowite jaki ten świat jest mały. Na tej samej Ziemii np. Istnieje taki kraj Anglia i tam wszyscy posługują się językiem Basic !
- To nie do wiary ! - rzekł Owen, a w jego głowie pojawiła się pewna myśl. Było to na tyle rzadkie wydarzenie, przepełnione tak doniosłym znaczeniem że warto by ją uczcić lampką szampana. Jednak kiedy Owen ostatnim razem wypełnił lampkę szampanem, przepaliła się żarówka. Ponieważ nie znosił marnotrawstwa, szczególnie tak głupiego i niepotrzebnego postanowił przerzucić się na tanie wino, a w szczególnych chwilach piwo. - A nie masz czasem w ofercie dzieci ?
- U u u ! - powiedział wstrząśnięty Ben. - Brzydko. Z takimi sprawami to raczej do huttów....
- Nie o to chodzi ! - żachnął się Owen machając błękitną chorągiewką z białym gołąbkiem, która nie wiedzieć czemu znalazła się nagle w jego ustach. Prawdopodobnie odbiło mu się po prostu wczorajszym obiadem, który pałaszował po ciemku. Patrząc z niedowierzaniem na chorągiewkę odzyskał nadzieję, że uda mu się odnaleźć ulubione papucie, które zginęły wczoraj w podobnych okolicznościach.
- Chcieliśmy z Beru adoptować dziecko, aby je wychować na zwykłego wsiuna. Wiesz... nie będziemy mu pozwalali przebywać zbyt wiele z przyjaciółmi itp. Będzie musiał dla nas niewolniczo pracować na farmie. Zadbamy aby nie odebrał odpowiedniego wykształcenia. Nie poślemy go do żadnej akademii. Będzie musiał w dzień chodzić w bluzie od piżamy i nie damy mu pieniędzy na fryzjera.
Ech, marzenia...
-Żadne marzenia ! - krzyknął Ben. - Akurat mam tu w plecaku bachora. To mój syn. Spłodziłem go przez przypadek żonie przyjaciela. Wiesz jak to jest... trochę alkoholu i już. Przyjaciel jest trochę agresywny. Gdyby zaczął coś podejrzewać mógłby wpaść w furię i zrobić coś głupiego. Na przykład wymordować wszystkich Jedi... Planowałem wsadzić dzieciaka do kosza i puścić z nurtem rzeki na pastwę losu, który uczyniłby z niego prawdopodobnie jakiegoś mesjasza. Niestety nie mogę żadnej znaleźć No cóż. Chętnie ci go oddam. Proszę jest twój. Tylko go nie zjedz. - powiedział podając farmerowi niewielkie zawiniątko i równie niespodziewanie jak się pojawił, zaczął śpiewać. A później po prostu sobie poszedł nie dbając ani o bagaż ani o bilet.
....Dziesięć minut później zrozumiał że postąpił źle i ze skruchy został nagle pustelnikiem, któremu wyrosła broda.
....Tymczasem Owen rozpakował zawiniątko. Leżał w nim malec o blond włosach i błękitnych oczach. Oczy Owena wypełniły się łzami. Jego serce zabiło żywiej. Zrozumiał czym jest miłość, uwierzył w sens życia.
....Kiedy do domu powróciła Beru, w zębach podał jej pantofle. Na stole czekał przygotowany przez niego obiad a w imbryku perliła się herbata...


Kuba T. Poznań 12.09.2000